Hm, no tak. Zacznę, od tego, co mi się szczególnie rzuciło w oczy:
1. Petunia Dursley charłakiem?! Nie, nie! Pomyliłeś chyba pojęcia. Ona jest MUGOLEM. Jej rodzice nie posiadali mocy magicznych. Ktoś, kogo rodzice nie posiadali mocy magicznych, i on sam również ich nie posiada, to MUGOL. Ktoś, kogo rodzice nie posiadali mocy magicznych, ale on je posiada to niby CZARODZIEJ/CZAROWNICA, jednak przez takich Malfoyów i innych zwana SZLAMĄ. Natomiast ktoś, kogo rodzice POSIADALI moce magiczne, a on sam ich NIE POSIADA to właśnie jest CHARŁAK. Inaczej jaka byłaby różnica między charłakiem a mugolem?
2. Elf. Zupełnie mi on nie pasuje. To jest Harry Potter, a elfy reprezentują zupełnie inne klimaty. Rowling właśnie postanowiła przełamać elfo-manię i elfy umieściła w swojej książce jako małe chochliki, na złość Sapkowskim czy Tolkienom itp. A tu Elf na Privet Drive. To jak... śmieciarka opróżniająca kosze w Hogarcie (takie porównanie przyszło mi do głowy)!
Tak... Tak z tych rażących rzeczy to tyle... Ogólnie to rozdział ten był istotnie o niebo lepszy od prologu, jednak wciąż mi brakuje w nim"tego czegoś", co wciąga czytelnika każąc czytać dalej... W niektórych opowiadaniach/powieściach to jest, w niektórych nie... Może dalej to znajdę, w końcu to dopiero początek...?
|